Jestem zdania, że Państwo Polskie (przyjmijmy w skrócie PP) – jako instytucja, czy też firma – nie działa tak, jak powinno. Zepsuło się. I potrafię to udowodnić.Zaczynamy.
PP nie przestrzega zapisów Konstytucji.
Ustawa zasadnicza „zapewnia” obywatelom między innymi darmową szkołę i nieodpłatną opiekę lekarską. Pierwsze zagadnienie jest fikcją już od przedszkola. Rodzice, zapisując dziecko do polskiego PAŃSTWOWEGO przedszkola muszą co miesiąc uiszczać opłatę (lub nawet dwie opłaty – tzw. opłatę stałą oraz opłatę za posiłki), a jej brak powoduje skreślenie dziecka z listy przedszkolaków. W przypadku nieodpłatnej służby zdrowia jest jeszcze gorzej. Tak zwany Narodowy Fundusz Zdrowia, podpisując tak zwane umowy z ośrodkami zdrowia, podejmuje decyzję o tym, w którym mieście i w której przychodni można zakontraktować określoną ilość chorych. Co to oznacza? Że bliżej nieokreślony urzędnik decyduje o tym, iż np. w konkretnym miejscu w Polsce na grypę zachoruje 200 osób, a do dentysty będzie mogło pójść najwyżej pięciu pacjentów dziennie. Reszta oczywiście też może zostać przebadana, ale za ich wizyty PP już nie zapłaci – zapłaci sam zainteresowany. Gdzie tu więc gwarancja PP nieodpłatnego dostępu do służby zdrowia? Coś się chyba zepsuło...
Punkt drugi, to niedziałające, czy raczej działające na szkodę instytucje PP, które swoje pierwotne funkcje zamieniły na funkcje urzędnicze. Policjant, nauczycielka, lekarz, aptekarz (i wiele, wiele innych profesji) przestali być odpowiednio – stróżem prawa, pedagogiem i osobą ratującą nasze zdrowie i życie. Stali się urzędnikami, którzy zanim przystąpią do swoich działań muszą wypełnić „procedury i dokumenty”. Zresztą po skończonej pracy muszą tego dokonać ponownie. Sięgają być może wówczas po inne formularze, ale bez tego ani rusz. Aż strach wyobrazić sobie taką sytuację, że w czasie pościgu za groźnym bandytą, policjant – zanim sięgnie po broń – będzie musiał wypełnić odpowiedni druczek. Nauczycielom sen z oczy spędzają składane dokumenty (tak zwane konspekty), dzięki którym mogą w ogóle przystąpić do lekcji, a potem „sprawozdania”, opisujące jej przebieg. Od lekarzy i aptekarzy powinno wymagać się znajomości chorób i leczenia tychże. Tymczasem PP próbuje nałożyć na nich odpowiedzialność za tak zwaną refundację leku. A dlaczego leki nie mogą być refundowane w 100% przez PP? Oczywiście wiadomo – PP jest biedne. Czyli coś się zepsuło po raz kolejny...
Trzeci dowód zepsucia się PP, to działanie PP na szkodę obywatela. PP przestało nieść pomoc swojemu obywatelowi, a wręcz przeszkadza w jego normalnym funkcjonowaniu. PP decyduje np. o wieku, w jakim obywatel powinien odejść na emeryturę. PP próbuje decydować o wolności internautów. PP tworzy kolejne instytucje, którym obywatel musi się podporządkowywać.
Dlaczego obywatel nie może odejść na emeryturę wtedy, gdy sam będzie tego chciał? Emerytura powinna być wypłacana z zebranych przez obywatela składek (odprowadzonych w czasie pracy zawodowej), więc jeżeli obywatel zdecyduje się na wcześniejszą emeryturę – zostanie mu wypłacona mniejsza emerytura. Gdy będzie pracował dłużej – emerytura, uzbierana ze składek będzie odpowiednio wyższa.
Dlaczego PP próbuje podporządkować obywatela międzynarodowym przepisom, takim jak ACTA? Wmawiając równocześnie, że dokument ten ma chronić przed piractwem, podróbkami i złodziejstwem? Czy to oznacza, że do tej pory PP nie miało odpowiednich narzędzi, dzięki którym mogło ścigać nieuczciwych obywateli? Można było bezkarnie kraść, piracić i podrabiać? Oczywiście, że nie. Kwestią podstawową jest w tym przypadku jedynie egzekwowanie istniejących przepisów, które zapewniają odpowiednią ochronę obywatelowi. Lenistwo, opieszałość i proceduralna zapaść organów ścigania powoduje, że obywatelowi-cwaniakowi żyje się lepiej, niż obywatelowi-niecwaniakowi.
Na początku lat 90. ubiegłego wieku wiele mówiło się o wolności gospodarczej i „zielonym świetle dla tych, którzy chcą wziąć interes we własne ręce”. No i nawet to się popsuło, bo w wielu dziedzinach potrzeba niezliczonej ilości zaświadczeń, pozwoleń, koncesji i licencji. Znajomy, który zamierzył się na produkcję biodiesla (zgodnie z prawem i legalnie) musiał nazwać swoją działalność „usługami konfekcjonowania estrów metylowych”, a dodatkowo, żeby ruszyć z produkcją – musiał wystarać się: o pozwolenie na uruchomienie Składu Podatkowego (Urząd Celny – po co???), o wpis do rejestru wytwórców Agencji Rynku Rolnego (chociaż biodiesla się nie sieje i nie kosi) oraz o koncesję niejakiego Urzędu Regulacji Energetyki, który zażądał stosu dokumentów. Wśród nich miało być oświadczenie o posiadaniu umowy na odprowadzanie ścieków. Mając na uwadze, że „usługa koncesjonowania” ma być prowadzona w obrębie istniejącej od wielu lat posesji, oświadczenie takie wydaje się zbędne – wszak znajomy MUSI posiadać taką umowę, korzystając z działki o charakterze budowlanym (a właściwie mieszkalnym). Ale kogo to interesuje? Urzędnicy działają według przepisów. A kto tworzy przepisy? Zepsute PP. Zatem i przepisy muszą być felerne.
Jednym z przejawów zepsucia się PP jest tworzenie przepisów i rozporządzeń, mających na celu upodlenie człowieka. Przykładem takowego jest na przykład pozwolenie na wybudowanie domu. Od czasów prehistorycznych człowiek posiadał wolną i nieprzymuszoną wolę wybudowania sobie schronienia, które zabezpieczałoby jego dobytek oraz stanowiło azyl przed światem zewnętrznym. Powstawały szałasy, lepianki, ziemianki, a później domy z drewna – w końcu murowane. Dzisiejsze PP stara się nam wmówić, że człowiek nie ma takiego prawa, a jego wola do posiadania własnego domu zależy od... uzyskania urzędniczego pozwolenia na jego budowę. Czujecie absurd?
PP swoje zepsucie stara się ukryć pod przykrywką nieskończenie wielu organów kontroli. Obywatel musi się np. rozliczyć z urzędem skarbowym. Dlaczego? Skoro urząd skarbowy posiada wystarczającą wiedzę na temat rocznego przychodu obywatela. W końcu każdy pracodawca – działając zgodnie z przepisami PP – wysyła odpowiednie rozliczenie danego obywatela do urzędu skarbowego. Po kiego diabła trzeba to powielać? Urząd skarbowy doskonale wie – ile zarobiłem, ile podatku odprowadzili moi pracodawcy, ile winni byli odprowadzić... Urząd skarbowy doskonale wie, czy powinien mi zwrócić pieniądze, czy też obywatel ma coś dopłacić. Bo, że podatki są potrzebne – nie dyskutuję. Oczywiście kwestią sporną jest ich wysokość i sposób generowania, ale w przypadku zarobków obywatela sprawa jest oczywista. Jasne, że jeżeli obywatel pracuje na czarno, to pracodawca nie odprowadza podatku. Ale tutaj znowu wystarczy sprawne działanie odpowiednich organów i egzekwowanie istniejących przepisów – czego brakuje. Z jakiego powodu? Bo PP się zepsuło! I woli przerzucić ciężar kontroli na obywatela.
Przejawem zepsucia się PP, jest bełkot władz. Wmawianie obywatelom, że władza robi coś dla dobra społeczeństwa jest jawnym oszustwem i powinno być karane pręgierzem. Nie spotkałem się w PP z takim rządem, który dążyłby do działania dla dobra obywatela. Instytucje PP są tylko po to, aby uprzykrzać nam życie, a samo PP nie sprawdza się w jakiejkolwiek jego dziedzinie. Czy pracujemy u polskich pracodawców? Czy robimy zakupy w polskich sklepach? Czy tankujemy paliwo na polskich stacjach? Czy trzymamy pieniądze w polskich bankach? Na każde z tych pytań można odpowiedzieć – NIE. Już dawno doszło do cichego (pod stołem) ekonomicznego rozbioru PP, które trwa tylko dlatego, że posiada państwowe organy, uprzykrzające życie obywatelom. W dodatku organu zepsute.
Konkluzja?
Przestańmy się oszukiwać. Polakami jesteśmy tylko z nazwy obszaru, jaki zamieszkujemy. PP, które powinno o nas dbać, stało się organizmem żerującym na wyzysku obywatela, żyjącego w zagranicznym blichtrze. Nieudolność rządzenia PP pojawiła się tutaj już w XVII wieku, a potem była kontynuowana w czasie kolejnych rozbiorów. Dzisiaj oficjalnie ani Rosja, ani Niemcy, ani Austro-Węgry nie muszą nastawać na naszą wolność. PP prowadzi do autodestrukcji, bo zmusza swoich obywateli do „walki” z organami państwa. To jawny anachronizm – bo obywatele „muszą” się podporządkowywać zepsutemu organizmowi...
Nie mam szacunku do władzy. Nie mam szacunku dla polityków. Nie mam szacunku do organizacji państwowych. Nie chodzę na wybory, więc według niektórych nie jestem patriotą i nie wolno mi narzekać. Ale trudno być patriotą w kraju ekonomicznie uzależnionym od obcych mocarstw i nie sposób nie narzekać na to, że PP zepsuło się i nie działa tak, jak powinno. Powiecie – „zacznij wybierać, coś się może zmienić”. Nieprawda. Kandydatami są ludzie, którzy dzięki wyborom mają zapewnione zatrudnienie. Wybory dają im posadę. Nic więcej. To aktorzy, którzy świetnie czują się przed kamerą, a jeszcze lepiej, gdy mogą uścisnąć rękę tego, czy innego przywódcy. Nie wierzę w ich obietnice, bo obietnice polityków są kłamstwami. Rządzącym nie zależy na tym, żeby „każdemu było dobrze”. Nie łudźmy się. To raczej przypomina tonący okręt, na którym kapitan mówi do pasażerów: „zbudujcie łódkę, a ja popłynę po pomoc”. Problem w tym, że nie ma za bardzo z czego zbudować tej łódki, a pomoc jest bardzo daleko.
Pozytywy?
Jest Irlandia :)
Jest internet! I oby był zawsze. Sprawny! Czego sobie i Państwu życzę!
Dariusz Rekosz
www.rekosz.pl
To, że PP jest zarówno Powszechnym Przeszkadzaczem, jak też Pełne Pozorów, to wiadomo od dawna. Gdyby tylko więcej ludzi otworzyło oczy i przestało się bać emigracji (niekoniecznie do Irlandii - jest wiele innych fajnych miejsc na świecie), prawa statystyki wykończyłyby naszą pikną jojczyznę w rok.
OdpowiedzUsuńNiestety, to tak nie działa. Ludzie są jakoś "przywiązani" do PP i nie bardzo potrafią się "odwiązać". No i dają się przez to dymać na lewo i prawo...
Mam wrażenie, że ten artykuł jest pisany pod wpływem chwilowego nadmiaru zgorzknienia, bo nie mówi niczego o pozytywnych stronach Polski (niewiele ich, ale jednak są). Niemniej jednak zgadzam się z Tobą w całości; de facto mój wyjazd za granicę był podyktowany właśnie tymi wadami, o których piszesz. Nadmiar bzdurnych przepisów, nadmiar biurokracji, nieprofesjonalność urzędników oraz czarna dupa dla emerytów.