Strony

czwartek, 1 grudnia 2011

"Dwadzieścia Jeden Tygodni"

Śni mi się, że się budzę, bo słyszę telefon.
Śni mi się pewność, że dzwoni umarły.
Śni mi się, że wyciągam rękę po słuchawkę.
Tylko że ta słuchawka nie taka jak była,
stała się ciężka, jakby do czegoś przywarła,
w coś wrosła,coś oplotła korzeniami.
Musiałabym ją wyrwać razem z całą Ziemią.
Śni mi się mocowanie moje nadaremne.
Sni mi się cisza,bo zamilknął dzwonek.
Śni mi się, że zasypiam i budzę się znowu.

W. Szymborska


Zdarza się w naszym życiu, że spotykamy ludzi którzy, często nieświadomie, emanują właściwą im energią. To ludzie, którzy nie wiedzieć czemu wywołują na naszych twarzach uśmiech. Czujemy przypływ energii i mamy ochotę się śmiać. Tak właśnie odbieram Rytisa ilekroć go spotykam i trudno uwierzyć , że człowiek ten musiał przejść przez piekło własnego nałogu by zapragnął żyć..

Twarz Rytisa chwilami się zmienia i przybiera poważny wyraz, zwłaszcza wtedy, gdy próbuje mnie przekonać, że był naprawdę złym człowiekiem.

Pochodzi z rodziny polsko- litewskiej. Swoje dzieciństwo i dom rodzinny na Litwie dobrze wspomina. Pierwszego kontaktu z alkoholem doświadczył kiedy miał 13 lat. Potem już potoczyło się tak jak to często bywa. .

Przynależność do grupy rówieśniczej, która umożliwia formowanie własnej tożsamości, jest dla nastolatka bardzo ważna. Ważna również była dla Rytisa

- Moi koledzy często pili, nie chciałem się wyróżniać, odstawać od grupy - wspomina - dla mnie i dla nich to było normalne.

Narkotyki pojawiły się w życiu Rytisa nieco później niż alkohol, gdy wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i towarzyszyły mu przez blisko siedem lat.

- Kiedy udało mi się wyrwać ze szpon kokainy , piłem coraz więcej - opowiada z innym niż dotąd znałam wyrazem twarzy - Nie miałem umiaru a moje życie zamieniało się w piekło.
- Jeśli można podzielić ludzi na dobrych , złych i najgorszych , ja byłem najgorszy- nadal próbuje mnie przekonać - straciłem rodzinę, wróciłem na Litwę, trafiłem do więzienia.

Już w więzieniu w Rytisie zaczęła dokonywać się przemiana. Wrócił do tworzenia i malowania , które jest jego pasją. Po wyjściu z wiezienia w Maju 2010 roku z nadzieją i mocnym postanowieniem próbował zmienić swoje życie. Bez alkoholu. Wtedy przyjechał do Irlandii.

- Miałem dość mojego życia, chciałem je zmienić - tłumaczy - wierzyłem, że mi się uda.

W krótkim czasie stanął na nogi, odbudował jakąś część tego co stracił, przynajmniej tę materialną bo na duchową odbudowę przyszło mu jeszcze poczekać..

- Zawsze byłem uparty kiedy stawiałem sobie cele - mówi o sobie - kiedy nie piłem miałem taką dziwną łatwość przyciagania ludzi i rzeczy dobrych.

W życiu każdego człowieka są dobre i złe chwile. W życiu osoby uzależnionej pojawiają się nawroty, które są nieodłączną częścią choroby. Po tygodniach składających się na dobre chwile, w życiu Rytisa przyszedł czas na załamanie

- To był największy "brake down" jakiego dotąd doświadczyłem- wspomina z przykrym grymasem twarzy- piłem na umór, bez opamiętania.

Wciągu trzech tygodni stracił wszystko na co pracował przez ostatnie miesiące i to co udało mu się naprawić. Na powrót stracił swoje życie.

-To był najgorszy okres w moim życiu - dodaje- Bałem się wszystkiego. Kiedy ktoś pukał, ja otwierałem okno gotowy do ucieczki. Ten ciągły strach był nie do wytrzymania, nigdy nie wiedziałem co i kiedy się wydarzy.
- Bałem sie swoich snów i wizji - kontynuuje Rytis- To było dokładnie tak jak w tym wierszu Szymborskiej "Receiver". Nie potrafiłem odróznić jawy od snu, rzeczywistości od fikcji. Nie potrafiłem z tego wyjść- mówi- dwukrotnie próbowałem odebrać sobie życie.

Lokatorka dzielaca mieszkanie z Rytisem, wróciła wczesniej do domu i odcięła linę na której zawisł. To jeszcze nie był jego czas. Trzynastego września 2010 roku, jedna z nocy spędzanych w szpitalu, do którego trafił po ciężkiej bójce, całkowicie zmieniła życie Rytisa.

- Nie wiem czy to był sen czy jawa, wizja czy rzeczywistość. Wszystko to bylo przerażające - twarz Rytisa kamienieje - znalazłem się w nocy na ulicy St. Patrick, gdzie dopadły mnie demony z czerwonymi ślepiami i z nieludzką siłą próbowały mnie zabrać- opowiada - Kiedy nie mogłem zerwać z ich twarzy masek, zorientowałem się, ze sa prawdziwe. Wokół mnie widzialem najważniejsze osoby w moim życiu ale one nie słyszały mojego krzyku, zdawały sie mnie w ogóle nie widziec jak bymzniknął z ich życia . Moich przeżyć nie da się opisać słowami.

Rytis uważa, że całe zło, które popełniał i wszystkie emocje przed którymi uciekał wróciły do niego tamtej nocy. Obudził sie w szpitalu i juz nie zasnął aż do momentu kiedy Siostry z Klasztoru Świętej Heleny w Blarney zgodziły się go przyjąć. W Blarney Rytis długo wracał do siebie podejmując terapię.

- Cierpiałem i płakałem nie wiedząc dlaczego - wspomina ze smutkiem - krwawiły mi dłonie od uderzeń w ściany z bólu, który mnie rozdzierał. Nie rozumiałem emocji, które były we mnie. Nie rozumiałem siebie- dodaje.

Każdego dnia Rytis zapisywał od pięćdziesięciu do stu uczuć i emocji, które się w nim pojawiały. Raz w tygodniu wybierał zapisane przez siebie , najczęściej powtarzające sie uczucia i emocje i urzeczywistniał je tworząc twarze. Tak powstało dwadzieścia jeden twarzy, które złożyły sie na niesamowita wystawę, która nazwał '' Dwadzieścia Jeden Tygodni'' Rytis powoli odzyskuje swoje życie i nie budzi się ze strachem.

- Bałem się powrotu do rzeczywistości, nie miałem dokąd wracać,nie miałem nic. Wszystko straciłem - mówi- ale siostry z Blarney przekonały mnie żebym się nie martwił bo nie jestem sam - usmiecha sie swoim zwyczajem- powiedziały, że jestem dobrym człowiekiem i przyciągam dobrych ludzi. To była prawda. Ludzie mi pomogli w powrocie do rzeczywistości.

- Długo nie potrafiłem sobie wybaczyć ale w końcu mi się udało - twierdzi z przekonaniem - Teraz staram się być uczciwym człowiekiem. Mogę spojrzeć ludziom w oczy z czystym sumieniem. Staram sie wykorzystać drugą szansę, którą dostałem.

Rytis S Teresko zmienia swoje życie w szybkim tempie. Maluje obrazy i tworzy rzeźby. Zajmuje sie renowacją. Pracuje zawodowo i rozwija swoją edukacje a także udziela sie jako wolontariusz w Centrum Wsparcia i Integracji ''Together- Razem''. Mówi w czterech jezykach. W wolnych chwilach wspiera osoby uzależnione i bezdomne. Siostry z Blarney uśmiechają sie ilekroć je odwiedza. Czesto im pomaga, szczególnie w pracach renowacyjnych.

- Ta wystawa jest przede wszystkim dla mnie samego - mówi- ale chciałbym się nią podzielić z innymi. Osiągnąłem to co zamierzyłem, to mój krok naprzód. Posuwając sie do przodu stawiam sobie cele, które staram się realizować. Nie potrafię stać w miejscu. Nie godzę sie na podstawowy standard życia. Nie boję sie wyzwań.

Czy Rytis przekonał mnie, że był złym człowiekiem? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Nadal witam go z uśmiechem w odpowiedzi na spotkanie z jego pogodną twarzą.

Już dziś zapraszamy na jego wspaniałą wystawę niesamowitych prac, które powstały z prawdziwych emocji, poprzez ból, cierpienie i strach aż do złagodzenia i uśmiechu. Oprócz dwudziestu jeden twarzy obejrzymy również obraz przedstawiający wizję jego tragicznej nocy i obecny wizerunek artysty.

Następnym krokiem Rytisa na drodze zmian jest podróż do Stanów Zjednoczonych i realizacja marzenia o spotkaniu z córka, które On sam nazywa odkupieniem. Cały dochód ze sprzedaży swoich prac artysta chce przeznaczyć na realizację tego własnie marzenia.

Życzymy mu aby jego marzenie stało się rzeczywistością.

Autor: Katarzyna Walkowska

Otwarcie wystawy "Twenty One Weeks"
odbędzie się 29 grudnia 2011r o godzinie 19:00 w Victory Outreach
Cork City Centre
Wystawa wspierana miedzy innymi przez Centrum Wsparcia i
Integracji ''Together-Razem''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz